„Co tam się dzieje u Was w polityce, to jakiś cyrk?”
Pytają mnie, od czasu do czasu, koledzy zza Olzy i wtedy odpowiadam, że tak. Że faktycznie cyrk, ale jak chcecie posłuchać o cyrku, to proponuję baśń o pewnym kraju, sąsiadującym na południe z Polską. Baśń o tytule „Bohemian Rhapsody”.
Otóż w tym kraju władzę dzierży prezydent, zniszczony życiem alkus, który wygrał wybory m.in. dzięki antyimigranckim hasłom (patrz: zdjęcie). Zgodnie z ustawą zasadniczą alko-dziadzia rozpisał wybory parlamentarne, których faworytem był premier, słowacki milioner, oskarżany nie tylko o machloje na dotacjach, ale i o to, że uwięził gdzieś na Krymie niepoczytalnego syna (syn uważa, że jest poczytalny, ojciec – że nie. Klasyczny konflikt pokoleń).
W wyborach wzięły udział 22 komitety (z czego ponad połowa to partie prawicowe, panslawistyczne, monarchistyczne, są też oczywiście całkiem silni komuniści). Słowacki milioner dość nieoczekiwanie przegrywa z koalicją (przegrywa, choć ma o jednego posła więcej od zwycięzców – taka arytmetyka!), w której skład wchodzą sympatyzujący ze sobą eurosceptycy i euroentuzjaści. Przegrany nie może też liczyć na wsparcie ewentualnego koalicjanta, czyli antyimigranckiej i nacjonalistycznej partii, której założycielem i liderem jest Japończyk – otrzymała ona bowiem jakieś 10 procent (!!!), a liczono na zdecydowanie więcej.
Kiedy znane już są wyniki wyborów, przypadkowo akurat wtedy do szpitala w stanie ciężkim trafia alko-dziadzia – czyli głowa państwa, a do społeczeństwa dochodzą sprzeczne komunikaty o tym, czy może sprawować władzę, czy mówimy już raczej o roślince. Nagle do opinii publicznej dochodzi wiadomość o wstrzymaniu linii produkcyjnej największego producenta samochodów (zatrudnia 180 tysięcy osób), słychać również, tu i ówdzie, o potencjalnym upadku Bohemia Energy (czyli ważnego dostawcy energii) więc wszyscy zdążyli już zapomnieć o aferze szpiegowskiej z Rosją w tle, która zaczęła się od wielkiego wybuchu w fabryce broni, a skończyła gigantycznym fekalnym kryzysem dyplomatycznym – fekalnym, bo w finale doszło do wydalania. Ważne, że w chałpie klidek.
Wszystkim miłośnikom cyrku mam do przekazania mądre polskie przysłowie:
Cudze chwalicie, swego nie znacie.